piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 5

Oczami Andrzeja

Wyszła trzaskając drzwiami. Tylko to nie ja jestem winny, a ona. To właśnie moja ukochana pieprzyła się z jakimś chłopakiem na imprezie, podczas gdy ja siedziałem sam w domu. Idę pod prysznic z nadzieją, że uda mi się zmyć z siebie resztki tego parszywego dnia. Niestety to nie pomaga, więc wskakuję do łóżka z myślą, że może sen da mi ukojenie. Jednak gdy zamykam oczy widzę tylko ją z tym chłopakiem. Przechodzi mnie dreszcz obrzydzenia. W końcu idę do lodówki po piwo. Szybko je wypijam lecz wiem, że potrzebuję czegoś mocniejszego. Muszę jakoś zapełnić pustkę w sercu, a nic nie nadaje się do tego lepiej jak whisky. Ostatecznie zasypiam nad szklanką, a na nogi stawia mnie budzik który zaczyna dzwonić zawzięcie o godzinie szóstej. Cholera, trening. Na śmierć zapomniałem. Jakimś cudem się ubieram i ruszam do szkoły. Już od samego wejścia mam dość. Znowu te naiwne, uśmiechnięte twarzyczki będą się we mnie wgapiać, kiedy ja mam ochotę uciec stąd i nie wracać. Na szczęście nie jestem już tym bachorom tak potrzebny, więc dzielę ich na drużyny, a sam siadam na ławce. Alkohol mi nie pomógł, bo przed oczami mam cały czas Kasię. Przypomina mi się jej uśmiech i to, z jaką pasją grała w siatkówkę. Kasia… Rozglądam się po sali, ale nigdzie jej nie dostrzegam. Najwyraźniej nie przyszła. No cóż, zastosowała się do moich słów. Dzięki Bogu moje rozmyślania chyba przyspieszają bieg wskazówek zegara, bo ze zdumieniem zauważam, że już jest czternasta. Szybko ogłaszam koniec treningu, by tylko móc jak najprędzej wybiec z sali, jednak jestem zatrzymywany przez Julkę.
- Można zająć chwilkę? – pyta tym swoim lukrowanym głosikiem.
- Proszę, ale naprawdę się śpieszę. -
- Jak się miewa Kasia? -
- Czemu pytasz o to mnie, przecież to Asia jest jej przyjaciółką, to ona powinna wiedzieć. – odpowiadam opryskliwie.
- Dobra, dobra. Cała szkoła huczy od plotek o was. Wszyscy już się domyślili, że pomiędzy tobą, a nią coś jest. No to co, jak się ona czuje? -
- Szczerze mówiąc to nie wiem. Nie widziałem się z nią od wczoraj. -
- Hmmm, bo właśnie na tej imprezie u Aśki, to byłam świadkiem takiej dziwnej sytuacji. -
- Jakiej sytuacji? -
- Przed wejściem do klubu widziałam Damiana. Dawał kasę jakiemuś chłopakowi, który potem wynosił nieprzytomną Kaśkę z lokalu. A i jeszcze coś gadali o jakimś zdjęciu czy coś. Nie wiem, nie słyszałam dokładnie. Sądzę, że powinieneś o tym wiedzieć. -
- Jesteś pewna tego co mówisz? -
- Jasne. Nie byłam jeszcze tak pijana jak się wszystkim wydawało. -
- Dzięki za informację. No, a teraz biegnij się przebrać. -
Czy ja dobrze słyszałem? Przecież to wszystko układa się w logiczną całość. Damian płaci kolesiowi kasę za to, że ten wrzuci coś do jej szklanki, weźmie ją do domu i zrobi zdjęcie, które następnie wyśle mi! Nic dziwnego, że Kasia nic nie pamiętała, w końcu po pigułce gwałtu ma się totalną dziurę w głowie. Boże, a ja się na nią tak wydarłem. Co ja najlepszego zrobiłem? Zostawiłem ją samą, zamiast ją wspierać w tej trudnej sytuacji. Nie zastanawiając się wskakuję do samochodu. W końcu muszę z nią porozmawiać. Po drodze kupuję jeszcze bukiet kwiatów, konkretniej to czerwonych tulipanów, które ona uwielbia. Mam nadzieję, że wszystko zrozumie. Gdy podjeżdżam pod jej dom, wybiegam z auta i w podskokach docieram do drzwi. Pukam raz, drugi, trzeci, ale nikt nie otwiera. Nie dziwię się jej, że po tym co jej nawymyślałem nie chce mnie widzieć. Jednak nie mogę teraz odpuścić. Nie gdy znam prawdę. Przeskakuję przez ogrodzenie i zaczynam pukać w okno. Krzyczę, że już wiem o wszystkim co się stało na tej imprezie i chcę z nią porozmawiać. Niestety po piętnastu minutach dalej nikt mi nie otwiera. Zrezygnowany siadam na schodach przed jej domem. Brawo, Wrona. Tylko ty potrafisz tak spieprzyć życie. Gratulacje. Straciłeś kobietę którą kochasz. W momencie, gdy już mam wsiąść do auta, dzwoni telefon. Jednak nie jest to Kasia.
- Tak, słucham? -
- Halo, Andrzej? -
- Przy telefonie. Z kim rozmawiam? -
- Tu Aśka. Przyjeżdżaj szybko do szpitala. -
- Ale po co? Co się stało? -
- Kasia skoczyła z dachu. Przyjeżdżaj szybko. – i tu połączenie się urywa.
Kurwa, kurwa, kurwa. Błyskawicznie wsiadam do samochodu i odpalam GPSa , bo jeszcze nie znam miasta zbyt dobrze. Chyba zasilę skarb państwa, bo po drodze do szpitala mignęło mi charakterystyczne fotoradarowe światełko. W sumie nie powinienem się dziwić, bo jadę na złamanie karku, byleby jak najszybciej być przy Kasi. Gdy docieram pod szpital, przed wejściem czeka już na mnie Aśka i bez słowa prowadzi mnie pod salę operacyjną.
- Muszę zostawić cię samego, nie mogę już tu dłużej być Ale informuj mnie o jej stanie, ok? – prosi Asia, a ja tylko kiwam twierdząco głową. Rozglądam się licząc na to, że uda mi się złapać jakiegoś lekarza i wypytać o stan mojej ukochanej. W końcu z sali wychodzi pielęgniarka, a mi udaje się ją zatrzymać.
- Przepraszam panią, co z nią? -
- A pan jest? -
- Jej chłopakiem. -
- Przykro mi, ale nie mogę panu udzielić tych informacji. Nie jest pan z bliskiej rodziny. -
- Niech pani mnie zrozumie. Moja ukochana leży na sali operacyjnej, a ja nie wiem co się z nią dzieje. Niech pani będzie człowiekiem. -
- Dobrze. Pańska dziewczyna ma rozległy krwotok wewnętrzny, który właśnie próbujemy zatamować. -
- Ale wyjdzie z tego, prawda? -
- Nie wiemy. Wszystko rozstrzygnie się tej nocy. Proszę uzbroić się w cierpliwość i być dobrej myśli. -
Z bezsilności uderzam pięścią w ścianą. Świetnie. Kasia walczy o życie, ja nie mogę jej pomóc. Kręcę się po korytarzy już chyba dwie godziny, a o stanie mojej ukochanej nie wiem nic. Po chwili przypominam sobie, że nawet nie zjadłem obiadu. No cóż, musi mi wystarczyć batonik i cola, które kupiłem w szpitalnym automacie. Siadam na krzesełku i zaczynam oglądać nasze wspólne zdjęcia w telefonie. Oczywiście napotykam się na to jedno. To pieprzone zdjęcie, które zniszczyło wszystko co było. Czuję, że jestem zmęczony, a moje powieki opadają, więc chowam telefon do kieszeni, a sam zasypiam. Budzi mnie dźwięk otwieranych drzwi. Z sali operacyjnej wyłaniają się różne osoby, aż w końcu dostrzegam ją. Taka słabiutka, bezsilna i bezbronna. Próbuję się przecisnąć przez tłum lekarzy, by choć móc złapać ją za rękę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale jestem odtrącony przez lekarza prowadzącego.
- Proszę pana, proszę się odsunąć. -
- Ale pan nie rozumie, to moja dziewczyna i ja… -
- Proszę nie przeszkadzać. Jak chce pan się czegos dowiedzieć to proszę pytać mnie. -
- Wyjdzie z tego? -
- Wszystko jest na dobrej drodze. Opanowaliśmy krwotok, ale jak na razie pacjentka musi pozostać w śpiączce. -
- Kiedy będę mógł do niej wejść? -
- Na pewno nie teraz. Ona potrzebuje odpoczynku, a pan może ją widzieć tylko przez szybę.-
- Dziękuję panu. -
Gdy już wszyscy wychodzą z jej sali, a całe zamieszanie zdaje się zmierzać ku końcowi, zaglądam przez szybę. Widzę jak leży na tym łóżku, przypięta kablami do tych wszystkich urządzeń. Mam cholerną ochotę tam wskoczyć i ją przytulić, ale nie mogę tego zrobić. Nagle dostaję smsa. Karol. Okazuje się, że przyjeżdża do mnie na tydzień i aktualnie czeka przed moim domem żebym mu otworzył. Co on spać nie może, czy co? Patrzę na zegarek. Piąta. Pisze do niego żeby przyjechał do szpitala. Może się zgodzi zostać przy Kasi. W końcu ja nie mogę odwołać treningu, a nie dopuszczę do tego by nikt jej nie pilnował. Odczuwam potworne zmęczenie tą nocą i w oczekiwaniu na Karola ucinam sobie krótką drzemkę.

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana do Versatile Blogger przez Justyna R.
Dziękuję, choć chyba nie jestem godna tego wyróżnienia :)

Zasady konkursu: 
1.Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu
3. Ujawnić 7 faktów dotyczącego samego siebie
4. Nominować 8 blogów które na to zasługują
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów .

7 faktów:
1. Uczę się pięciu języków: angielskiego, francuskiego, włoskiego, serbskiego i portugalskiego. (Co prawda z dwóch ostatnich dalej nic nie rozumiem, ale to nic :D)
2. Jak byłam mała to chciałam się ogolić na łyso xd
3. Oprócz siatkówki moim ukochanym sportem są… zapasy. :)
4. Nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez wypicia choćby jednego Tymbarka :D
5. Za parę lat chcę sobie zrobić tatuaż.
6. Zbieram etykietki z Coca-Coli (wiecie, te z imionami) ;p
7. Mój wymarzony zawód w przyszłości to dziennikarka, najlepiej sportowa :D

8 blogów:
1. http://siatkowkaamoimzyciem.blogspot.com/
2. http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/
3. http://www.gorskiepowietrze.blogspot.com/
4. http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/
5. http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/
6. http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
7. http://siatkowka-mojamilosc.blogspot.com/
8. http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/

Nie powiem, wybór był trudny, ale ostatecznie nominowałam właśnie te ;)

Buziaki ;*

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 4

Głupi budzik. Głupi poniedziałek. W ogóle wszystko jest głupie. Nie otwierając oczu macam dookoła w poszukiwaniu telefonu. Gdy w końcu udaje mi się go wyłączyć, moje powieki powoli się podnoszą. Ze zdumieniem zauważam, że w łóżku znajduję się tylko ja. I gdy już mam dzwonić do Andrzeja, gdzie on wyparował, do moich nozdrzy dobiega charakterystyczny zapach. Lekko zaspana wchodzę do kuchni gdzie zastaję Wronę pichcącego omlety.
- Już wstałeś? – pytam nieprzytomnie. Zupełnie tak, jakby widok Andrzeja bez koszulki nic a nic mnie nie ruszał.
- O, hej. Chciałem zrobić ci niespodziankę, ale chyba nic z niej nie wyjdzie. – uśmiecha się do mnie, a chwilę później pałaszujemy śniadanie ze smakiem. Od razu po zjedzeniu widzę jak Wrona zakłada bluzę i zmierza do wyjścia. – Jadę do siebie, przebrać się. Do zobaczenia na treningu. –
Do szkoły docieram przed Andrzejem. Już z daleka widzę rozszczebiotaną Aśkę. Nie dziwię się, że ma taki dobry humor - w końcu ma dzisiaj urodziny.
- Wszystkiego najlepszego, Asiu! -
- Dzięki. Pamiętasz o mojej imprezie? Masz być na dwudziestą pierwszą, bo jak nie to… -
- Wiem, wiem skopiesz mi tyłek. – odpowiadam, śmiejąc się wraz z nią. Jak dobrze, że mam już prezent. W sumie nie było ciężko mi go wybrać. Asia zawsze powtarzała, że strasznie podoba jej się taki jeden naszyjnik, który widziała w Aparcie, więc miałam ułatwione zadanie.
- No dziewczyny, a wy jeszcze nie przebrane? – wesoły nastrój przerywa nam Wrona, który właśnie wkroczył do szkoły.
- Dobrze trenerze, już idziemy do szatni. – szybko odpowiada Aśka, a ja staram się nie koncentrować na Andrzeju. W końcu nikt nie wie o tym, że jesteśmy razem. Nauczyciel i uczennica – to zawsze budzi kontrowersje. Zajęcia mijają mi szybko jak nigdy. Po powrocie do domu rozsiadam się wygodnie w fotelu, ale nie na długo bo zaraz słyszę dzwonek do drzwi. Zaglądam przez wizjer i widzę Andrzeja z bukietem czerwonych tulipanów. Wpuszczam go do środka, a ten już od progu obdarowuje mnie pocałunkami. Nie, że mi to przeszkadza. Rozsiadamy się wygodnie na kanapie, ale ja wiem, że nie mam zbyt dużo czasu dla niego.
- Andrzej.. -
- Tak, kochanie? -
- Dzisiaj są urodziny Asi i urządza ona imprezę na którą jestem zaproszona. Wiesz, chętnie bym cię ze sobą wzięła, ale…-
- Ale nikt nie wie, że jesteśmy razem. Przecież nie jestem twoim ojcem, żebym mógł ci czegoś zabronić. – śmieje się.
- Obiecuję, że ci to wynagrodzę. A teraz chodź, pomożesz mi wybrać sukienkę. -
Szybki przegląd szafy nie daje żadnych rezultatów. Wrona naśmiewa się ze mnie do łez gdy stwierdzam, że „nie mam się w co ubrać”. Po około dwudziestu minutach decyduję się pójść w mojej ulubionej sukience – brzoskwiniowej. Po umalowaniu się i spakowaniu „niezbędnych” rzeczy do torebki, żegnam się z Wroną dając mu soczystego całusa.
- Pa kochanie. -
- Pa. Baw się dobrze. -
Pod klubem spotykam już Asię i razem wchodzimy do środka. Wszyscy wręczają jej prezenty, a mój wywołuje u niej jakąś histerię. – Kasia, skąd wiedziałaś? – Hmm, jeśli przez dwie godziny paplała mi do ucha o tym, jak bardzo podoba jej się ten naszyjnik, to ciężko by mi było kupić coś innego. Na salę wjeżdża wielki tort, zostaje wzniesiony toast, a teraz zabawa się zaczyna. Po około godzinie część gości już jest pijana. Aśka zniknęła gdzieś ze swoim chłopakiem, a ja siedzę sama przy barze. Zamawiam wodę z cytryną, bo obiecałam sobie, że nie wrócę schlana w trupa do domu. W tłumie tańczących ludzi zauważam moje znajome z klasy i dołączam do nich. Po kilku tańcach idę do baru po moją wodę, by ugasić pragnienie. Wracam z powrotem na parkiet, ale stopniowo zaczynam czuć się coraz gorzej. Zaczyna kręcić mi się w głowie więc siadam na barowym krzesełku. Powoli słabnę, aż w końcu urywa mi się film.

Ugh, moja głowa… Otwieram oczy i widzę, że znajduję się w swoim własnym łóżku w samej bieliźnie. Kurde, nawet nie pamiętam jak dostałam się do domu, a co dopiero jak się rozebrałam. Patrzę na zegarek. Czternasta. Fiu, fiu, Katarzyno. Coś chyba wczoraj zabalowałaś. Nagle przypominam sobie o treningu. Zerkam na telefon spodziewając się czterdziestu nieodebranych połączeń od Wrony, a tu… nic. Chyba się domyślił, że mogę lekko niedomagać po wczorajszym wieczorze i dał mi trochę spokoju. Dosłownie wyczołguję się z łóżka i docieram do szafy. Ubieram się w czerwony t-shirt i szorty, a następnie dreptam do kuchni i robię sobie śniadanie. A raczej śniadanio-obiad czy coś w tym rodzaju. Dobra, trzeba się zebrać i iść do Andrzeja - w końcu miałam mu wynagrodzić wczorajszy dzień. W osiedlowym sklepiku kupuję składniki do pizzy przy czym ze zdumieniem zauważam, że głowa przestała mnie boleć. Łapię taksówkę i szybko docieram pod jego mieszkanie. Dzwonię do drzwi i czekam. Gdy mi otwiera od razu ładuję się o jego mieszkania.
- Hej kochanie. Wybacz, że nie pojawiłam się na treningu, ale ocknęłam się dopiero o czternastej. Mam nadzieję, że jesteś głodny, bo mam tu składniki na pizzę. Ej, co się stało? – pytam, widząc jego zdenerwowaną i lekko strapioną twarz.
- Nic. – odpowiada zimnym tonem. – Fajnie było na imprezie? -
- Całkiem fajnie. Oczywiście nie licząc tego, że Aśka zmyła się w samym środku własnych urodzin. -
- Pytałem, czy fajnie było na imprezie. -
- Yyy… no… fajnie? – mówię, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Obserwuję jak ze swojej kieszeni wyciąga telefon i czegoś w nim szuka. Po chwili wgapiam się w zdjęcie. Widać na nim jak leżę w samej bieliźnie z jakimś obcym, przytulonym do mnie chłopakiem. Mało tego, zdjęcie jest zrobione w moim własnym łóżku. Przez kilka minut nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. Chciałabym wiedzieć co się stało wczorajszej nocy, ale nic nie pamiętam. Przerażonymi oczyma patrzę na Andrzeja. Jest smutny, rozżalony i najwyraźniej rozczarowany.
- Masz mi coś do powiedzenia? – pyta, a z jego oczu bije chłód.
- Andrzej… Ja nic nie pamiętam… Nie wiem co się wtedy stało. – mówię łamiącym się głosem.
- Ale ja wiem. Puściłaś się. – i tu ma rację. Przespałam się z tym chłopakiem. Wszystko na to wskazuje, nie ma żadnego punku zaczepienia. Z zamyślenia wyrywa mnie jego głos.
- Kim ten skurwysyn jest?! – wrzeszczy.
- Nie wiem. Nie znam go. -
- No i świetnie. Bzykałaś się z jakim obcym facetem. Nie no, bomba! – mówi ironicznym tonem.
- Andrzej, ja… -
- Wiesz, myślałem, że jesteś inna. Wtedy w parku widziałem ciepłą, szczerą i wesołą dziewczynę, o której nigdy bym nie pomyślał, że może mi wbić nóż w plecy. A tu proszę. Niespodzianka. -
- Posłuchaj mnie choć przez chwilę! Nie mam pojęcia co się stało wczoraj. Nic nie pamiętam. Z własnej woli nigdy bym cię nie skrzywdziła, rozumiesz? A w ogóle skąd masz to zdjęcie? -
- Dostałem dziś rano. Widocznie jeszcze ktoś był na tyle uczciwy, by mnie uprzedzić. -
- Kochanie, proszę… -
- Po prostu zniknij z mojego życia, ok? Zapomnij o tym co było. -
- Nie. Ja cię kocham. -
- Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. -
- Andrzej… -
- Nigdy. -
Wychodzę z jego mieszkania trzaskając drzwiami, choć to nie na niego powinnam być wściekła, a na siebie. Błądzę po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu wchodzę na dach jakiegoś hotelu i zaczynam rozmyślać. Kaśka, coś ty zrobiła? Jak mogłaś? Prawda jest taka, że jedną nocą spierdoliłam sobie życie. Zraniłam tego, którego kocham i nic mnie nie usprawiedliwia. Najgorsze jest to, że nic z tego nie pamiętam i nawet nie wiem co ten chłopak ze mną robił. Na samą myśl jest mi niedobrze. I co teraz? Mam o wszystkim zapomnieć? Przecież to niemożliwe, bo czas spędzony z Andrzejem jest najpiękniejszym wspomnieniem. Po raz pierwszy poczułam się kochana, bezpieczna i w pełni akceptowana. A co dałam w zamian? Ech, szkoda gadać. Ciągle w uszach dźwięczą mi słowa „Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć.” Wciąż bolą. Wstaję i powoli podchodzę do krawędzi dachu. Patrzę na ludzi i widzę jak błahymi rzeczami się przejmują. Tymczasem ja straciłam ukochanego mężczyznę. I to na zawsze. Biorę ostatni, głęboki łyk powietrza, zamykam oczy i delikatnie odrywam stopy od podłoża. Lecę.

Witajcie :) Cieszę się niezmiernie, że jest Was na moim blogu coraz więcej. Mam nadzieję, że nie zawiodę Waszych oczekiwań i rozdział będzie się podobał :D Buziaki ;*

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 3

- Ty... Ale jak? – mówię zaskoczona, kiedy staram podnieść się z podłogi.
- Wypuścili mnie wcześniej za dobre sprawowanie. Widzisz jaki byłem grzeczny, żeby zobaczyć się z tobą? – przysuwa swoje usta do moich, ale ja odsuwam jego twarz w przeciwnym kierunku. Teraz kiedy patrzę na niego, czuję tylko obrzydzenie. Nie jest tym chłopakiem jakiego poznałam. Zmienił się, a ja kochałam tylko jego pierwszą wersję.
- Nie chcesz pocałować swojego misia? Oj, nieładnie, nieładnie. -
- Damian, odejdź. Nie chcę cię już nigdy widzieć. – mówię spokojnym i opanowanym głosem, gdyż wiem, że lepiej go nie denerwować.
- Ha! I ty sądzić, że dam ci spokój i pozwolę się spotykać z tym chłoptasiem, tak?! – Matko Boska. Andrzej.
- Co mu zrobiłeś?! – wrzeszczę na niego, bo boję się czy Wrona jest cały i zdrowy. W końcu znam Damiana i wiem do czego jest zdolny.
- Nic. Jeszcze nic. W sumie nie dziwię się mu, że się w tobie zakochał. Bo ty bardzo ładna dziewczyna jesteś. Tylko twój kolega zapomniał o jednym fakcie – że jesteś moja. -
- Zostaw mnie. Ja już nic do ciebie nie czuję. Nie kocham cię, rozumiesz?! – krzyczę, starając się przy tym wyrwać z jego uścisku.
- Hmm, to chyba muszę przypomnieć ci czym jest miłość. – odpowiada i szybko powala mnie na podłogę. Stara się odpiąć mój stanik, ale ja zaczynam go gryźć w rękę i kopać kolanem w brzuch. Niestety, nie wywołuje to na nim żadnego wrażenia, a rozjuszony jeszcze bardziej, uderza mnie w kilka razy w twarz. Czuję, że powoli tracę siły, a z moich ust spływają krople krwi. Ku mojemu zdumieniu Damian zaczyna mi się przyglądać, a po chwili mówi:
- Wiesz kotku, ja nie chcę się z tobą kochać w niezgodzie. Czekałem tyle czasu, więc mogę jeszcze trochę poczekać. – schodzi ze mnie i udaje się w stronę drzwi wejściowych. – Ach i jeszcze jedno. Ogarnij się trochę. No, podmaluj trochę oczko czy coś, w końcu wiesz, że lubię jak jesteś w pełnym makijażu. Wpadnę jutro kotku. – po tych słowach znika za drzwiami, a ja nie jestem w stanie drgnąć. Mija kilka minut zanim wskakuję pod prysznic. Delikatnie zmywam zakrzepniętą krew z mojej twarzy. Liczę na to, że woda zmyje też to wspomnienie i dam radę zasnąć spokojnie. Niestety, to nie działa. Gdy tylko staram się zamknąć oczy, to widzę twarz Damiana, dlatego nie zmrużam oka przez całą noc. W końcu zasypiam, ale dopiero kiedy zaczyna się rozjaśniać.

Następnego dnia nie idę na trening. Pomijając fakt, że wcale się nie wyspałam, to nie chcę się pokazać z siniakiem pod okiem. Jednak nie mogę mieć chwili dla siebie, bo zaraz dzwoni Andrzej:
- Kasiu, gdzie jesteś? Czemu cię nie ma na treningu? -
- Źle się czuję. – staram się wcisnąć mu jakiś bajer, bo nie chcę go niepokoić.
- To ja tam wpadnę do ciebie. Nie mogę cię zostawić samej. – cieszę się tym, że się o mnie troszczy, ale teraz ta troska jest mi wybitnie nie na rękę. Nie chcę jednak wzbudzić żadnych podejrzeń, więc odpowiadam:
- Ok. W takim razie czekam. -
- To pa. -
Patrzę na zegarek. Dwunasta. Mam dwie godziny na podmalowanie twarzy (żeby nie było widać siniaków) i ogarnięcie przedpokoju, bo ten, po wizycie Damiana wygląda jakby przeszedł przez niego huragan. Zaczynam od sprzątania, w końcu to będzie prostsze niż zamalowanie wściekle fioletowego lima pod okiem. Szybko ogarniam cały przedpokój i gdy mam zabierać się za moją twarz, słyszę dzwonek do drzwi. Biegnę, by otworzyć lecz najpierw, nauczona doświadczeniami z poprzedniego dnia, zaglądam przez wizjer. Wrona. Jest trzynasta do cholery, a ten już stoi pod moim domem. Ostatecznie wpuszczam go do środka. W końcu nie zostawię go tam tylko po to, żebym mogła się umalować.
- Hej. – mówię słabym głosem, starając się odwrócić twarz tak, by nie zauważył moich siniaków.
- Hej. Stęskniłem się za tobą. Przyniosłem ze sobą trochę filmów i składniki do przygotowania takiej fajnej sałatki owocowej. Momencik… Pokaż się. – mówi, powoli oglądając moją twarz. – Kto ci to zrobił? – pyta.
- Nikt. Przewróciłam się i tak jakoś upadłam. – gdy tylko kończę zdanie Andrzej mrozi mnie swoim spojrzeniem.
- Taaa, jasne. A jestem Zębową Wróżką. Mów, co za skurwysyn ci to zrobił! – w końcu nie wytrzymuję. Zaczynam ryczeć, a Andrzej przytula mnie do siebie. Otwieram się przed nim i mówię mu całą historię: o tym jak Damian zaczął brać narkotyki, w jaki sposób wpadł w ręce policji i o tym co stało się poprzedniej nocy. Widzę jak Wrona z każdym moim słowem staje się coraz bardziej wściekły. Gdy kończę moja opowieść, on nie wytrzymuje:
- Gdzie on mieszka? Powiedz mi tylko, gdzie on mieszka, a obiecuję, że nie będziesz go już nigdy oglądała. -
- On nie mieszka sam. Pewnie siedzi gdzieś wraz ze swoimi „koleżkami”. Sam nie dasz im rady. Zaufaj mi. – patrzę na niego błagającym wzrokiem licząc na to, że odpuści. W końcu łagodnieje.
- W porządku. Nie pójdę do niego, ale zostanę z tobą. -
- Co? -
- To co słyszałaś. Mówiłaś, że ma zamiar przyjść dziś wieczorem. Dobrze się składa, bo mamy parę spraw do przedyskutowania. -
- Nie. Nie mogę ci pozwolić, byś się narażał dla mnie. -
- Nie masz nic do gadania. Co, może mnie wypchniesz z domu? – i tu cholercia ma rację. Nawet gdybym chciała i tak nie dam rady go przepchnąć. Mogłabym co najwyżej odbić się od niego jak kauczukowa piłeczka. I tyle. Oczywiście w tym momencie daje mi o sobie znać zmęczenie i nie jestem w stanie nawet mu opowiedzieć, że może zostać. Andrzej chyba zauważa mój stan, bo zanosi mnie do łóżka i delikatnie na nim kładzie. No, i tak to ja mogę zasypiać co wieczór. Moja kochana, mięciutka pościel i ramiona mojego mężczyzny. To wszystko co mi potrzebne do szczęścia. Andrzej chyba mi się przygląda, ale nie jestem pewna, bo moje powieki powoli się sklejają, aż w końcu zamykają się całkowicie.

- Odpierdol się od niej! Kaśka jest moja i ty nie możesz nic z tym zrobić! -
- Najpierw ją krzywdzisz, a potem liczysz, że jak gdyby nigdy nic wskoczy w twoje ramiona?! To koniec rozumiesz?! Was już dawno nie ma, teraz jestem tylko ja i ona! -
Słysząc te wrzaski zrywam się na równe nogi i próbuję wybiec z pokoju. Łapię za klamkę i…nic. Zamknął mnie. Andrzej mnie zamknął. Zrobił to pewnie po to, bym nie była świadkiem „wyjaśniania pewnych spraw” pomiędzy nim a Damianem. Ale nie ze mną te numery. W szafce znajduje wsuwkę i staram się nią otworzyć zamek. Ręce mi drżą, bo nie mam pojęcia co dzieje się z Andrzejem, a dźwięk tłuczonego szkła wcale mnie nie uspokaja. W końcu udaje mi się wydostać lecz gdy wbiegam do kuchni, widzę jak do czerwonego Audi wbiega Damian i rusza z piskiem opon. Rozglądam się w poszukiwaniu Andrzeja, ale nigdzie go nie widzę. Znajduję go w przedpokoju – siedzi pod ścianą, poobijany, ciężko oddychający, ale żywy. To mnie cieszy, bo obawiałam się najgorszego.
- Jezu, Andrzej. Nie ruszaj się. Zaraz pobiegnę po apteczkę. – mówię, trzymając jego twarz w dłoniach. Z czoła spływa mu krew. Przerażający widok. Z nerwów wszystko leci mi z rąk. Zanim dobiegam do Wrony, to apteczka z moich rąk wypada kilka razy.
- Auć. -
- Wybacz. Będzie szczypać, ale po chwili przestanie. – delikatnie opatruję jego ranę. Dokładnie tak, jak on wcześniej opatrywał mój łokieć.
- Dobrze, już lepiej. Dziękuję. -
- Chodź, powinieneś się położyć, musisz odpocząć. -
Im dłużej widzę Andrzeja w takim stanie, tym bardziej obwiniam siebie. Przecież to ja powinnam rozprawić się z Damianem, nie on. Widzę jak kładzie się na łóżku – zmęczony, ale odrobinę zadowolony.
- Czemu mnie zamknąłeś? – wiem, że to nie czas na pytania, ale chcę po prostu wiedzieć..
- Żeby cię chronić. Widzisz, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. A teraz kiedy już po wszystkim, nie musisz się bać. On tu już nie wróci. Jesteśmy tylko ja i ty. – odpowiada wyraźnie szczęśliwy, że ma mnie już na własność.
- Śpij już kochanie. Dobrej nocy. – szepczę mu do ucha. Dosłownie za moment mogę napawać się widokiem śpiącego Andrzeja. „On tu już nie wróci.” – te słowa ciągle brzmiały w mojej głowie, jednak coś mówiło mi, że to nie koniec. Damian nigdy się nie poddaje i zawsze osiąga to co chce. Niestety, tym razem jego celem jestem ja. Zerkam na Andrzeja i ukradkiem kładę się koło niego. Już po chwili sama zasypiam.



Mój mózg pracuje ostatnio na wysokich obrotach więc przed wami nowy rozdział.  Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) Tak więc życzę miłej lektury i zachęcam do komentowania.
Buziaki :*

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 2

- No, to tutaj. – mówię, wskazując na uroczą lodziarnię schowaną wśród różnych sklepów z  pierdołami. Wrona otwiera drzwi przede mną i puszcza przodem – jak prawdziwy dżentelmen.
- Faktycznie, przytulnie tu. – stwierdza Andrzej tuż po wejściu.
- Wiem. Lubię tu posiedzieć sobie sama odkąd… - gryzę się w język. On nie musi o tym wiedzieć. To już jest za mną i nie wróci. Dzięki Bogu nie wróci.
- Hej, jesteś tam w środku? – z zamyślenia wyrywa mnie jego głos i ręka machająca przed moją twarzą.
- Wybacz, zamyśliłam się. -
- Jaki smak bierzesz? -
- Waniliowe i truskawkowe. - odpowiadam bez namysłu. Zawsze je biorę odkąd sięgam pamięcią.
- To dla mnie to samo. – odruchowo sięgam po portfel, ale jestem łapana za rękę. – Chyba sobie żartujesz. Ja płacę za lody, a ty mnie oprowadzasz po mieście. Przysługa za przysługę-
Normalnie w tej chwili zaczęłabym wrzeszczeć, że ktoś tu zapomina o równouprawnieniu i innych tego typu sprawach, ale nie dzisiaj. Dzisiaj się poddaję, bo wiem, że i tak nie wygram.
- Hmm, to może teraz pójdziemy do parku? – proponuję. – W końcu mam ci pokazać trochę miasta, a siedząc w lodziarni to tego nie zrobimy. – kwituję z uśmiechem. W drodze do parku wesoło sobie rozmawiamy. Przy nim nie czuję się skrępowana, wręcz przeciwnie, czuję się jakbyśmy się znali od zawsze. Siadamy na maleńkiej ławeczce na obrzeżach parku. Nawet nie zauważam kiedy Andrzej mnie obejmuje. Patrzę mu głęboko w oczy i… zauważam w nich smutek. To nie jest ten wesoły, uśmiechnięty facet jakiego poznałam. Widać, że coś go trapi. Delikatnie odgarnia moje blond włosy z policzka, po czym mówi:
- Cholera. Jesteś taka śliczna i pociągająca… Ech, szkoda. -
- Szkoda? Wybacz, ale nie rozumiem. – mówię, powoli się od niego odsuwając.
- Nie, ja naprawdę nie mogę. Nie chcę… -
- Czego nie chcesz? Wyjaśnij mi to, bo ja już nic nie wiem. -
- Ja nie chcę być przeszkodą. -
- Jaką przeszkodą do cholery? O czym ty gadasz? -
- Przeszkodą pomiędzy tobą, a twoim chłopakiem. – odpowiada wyraźnie zawiedziony i smutny.
- Jaki chłopakiem?! Co to jest kurwa, jakaś ukryta kamera? Może za chwilę wyskoczy mi tu ktoś krzycząc „mamy cię”?! – odskakuję od niego jak opatrzona, przy okazji wrzeszcząc na cały park, czym skupiam na sobie wzrok większości moherów. Najwyraźniej zainteresowała je moja historia, bo wszelkie rozmowy i różańce zostały zakończone.
- Po co udajesz? Chcesz zrobić ze mnie swoją zabawkę? „Znalazł się ładny siatkarz, pobawię się nim, a jak mi się znudzi to wrócę do Damianka, tak”? – Damian. A tak chciałam o nim zapomnieć. Prawie mi się to udawało – aż do teraz. Szybko jednak wracam do rzeczywistości i wypytuję Andrzeja:
- Kto ci o nim powiedział? Kto? – pytam cholernie zdenerwowana.
- Julka. -
- Zajebę ją, zajebę jak tylko ją zobaczę! Pierdolona dziwka z wypchanymi cyckami i brakiem jakichkolwiek śladów inteligencji! -
- Być może, ale to ona mnie uchroniła przed tym gównem w jakie bym się wpakował wiążąc się z tobą! -
- Jesteś pewien? Rozstałam się z nim sześć miesięcy temu. Damian siedzi w więzieniu, rozumiesz?! Zaczął handlować prochami i na dodatek chciał w to jeszcze wciągnąć mnie! Julka cię okłamała! Dotarło? -
- Skąd mam wiedzieć kto mówi prawdę? – mówi już trochę spokojniej, a ja widzę, że zaczyna wątpić w słowa Julki.
- Zastanów się komu ufasz. Julce czy mnie. – siadam z powrotem na ławce, zmęczona całą tą kłótnią. W mojej głowie kołatają się tysiące myśli: „Czemu Julka mu wmówiła, że dalej chodzę z Damianem?”, „Jakim cudem Andrzej jej uwierzył?” i chyba to najważniejsze pytanie: „Co on teraz zrobi?”. Zerkam na niego ukradkiem i widzę jak zatacza kolejne koło na trawniku. Po jego twarzy wnioskuję, że bije się z myślami. Chcę się ruszyć z ławki i pobiec szybko do domu, ale coś mnie na niej trzyma, nie pozwalając mi drgnąć. Po chwili koło mnie przysiada się Andrzej. Patrzy mi w oczy i szepcze:
- Przepraszam. Przepraszam za to, że pomyślałem, że mogłaś mnie oszukać.. Przepraszam, że zaufałem Julce. Przepraszam, że podniosłem głos na ciebie. Przepraszam za to, że byłem taki głupi. Przepraszam… -
- Nie przepraszaj. Całuj. – ledwo kończę zdanie, a już czuję jego wargi na moich. Całuje mnie delikatnie, tak, jakby nie chciał mnie skrzywdzić, jakbym była porcelanową lalką, która w każdej chwili może się stłuc. Nasz pocałunek trwa długo, bardzo długo. Gdyby mogła coś poradzić, to ten pocałunek nigdy by się nie kończył. Mogłabym spędzić całą wieczność w objęciach Andrzeja. Cóż poradzę na to, że jego dotyk sprawia, że się rozpływam, a pocałunek jest nieziemski. Bynajmniej, nie jestem jakimś ekspertem od pocałunków, ale ten jest naprawdę wyjątkowy. Odsuwam się, niechętnie odrywając usta od jego ust i patrzę mu w oczy – tak wesołe, szczęśliwe i… zakochane? Wtulona w jego ramionach rozglądam się wokoło. Nie tylko ja jestem zadowolona z takiego obrotu spraw – nawet mohery chyba się cieszą, bo uśmiechają się patrząc na naszą dwójkę. Niestety, coś psuje mi ten wyjątkowy nastrój. Samochód przejeżdżający koło parku. Tak konkretniej to czerwony samochód z naklejonym na maskę smokiem. Za dobrze pamiętam ten wóz. Choć to przecież niemożliwe, by to on… Nie, to na pewno przywidzenie. Zresztą po chwili o tym zapominam, gdyż delektuję się chwilą w której Andrzej całuje mnie w czoło.

Dopiero po dwóch godzinach ruszamy się z miejsca, a mój facet (chyba mogę go tak nazywać?) odprowadza mnie pod mój dom. Żegnamy się długim, czułym pocałunkiem, którego chyba nigdy nie zapomnę. Po wejściu do domu rzucam się na łóżko. Nie mam ochoty na robienie czegokolwiek, wolę myśleć o nim. Za oknami jest już ciemno, gdy dostaję smsa: „Dobranoc, Kochanie :*” Szybko odpisuję: „Nawzajem, miłej nocy <3”. Zaraz, zaraz skąd on ma mój numer? Nieważne. Prawie zasypiam lecz budzi mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Owijam się szlafrokiem i bez zastanowienia otwieram. Tuż po otwarciu dostaję w twarz. Gdy upadam na podłogę i świat ciemnieje mi przed oczami, słyszę znajomy głos: - Cześć kotku. Stęskniłem się za tobą. -


Tadam! Oto przed wami kolejny rozdział – mam nadzieję, że się spodoba J Cieszę się, że ktokolwiek czyta te moje wypociny, bo to daje mi niesamowitą motywację do pisania. Dziękuję, że jesteście. ♥

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 1

Ojcze Przenajświętszy i wszyscy Anieli w Niebie. On tu stoi. Gdyby w sali nie było nikogo, najprawdopodobniej podeszłabym do niego i zaczęła szturchać palcem, by sprawdzić czy to nie hologram. Ale mój wewnętrzny hamulec właśnie się nacisnął i siedzę spokojnie w ławce jak pozostałe 27 głów.
- Witajcie, nazywam się Andrzej Wrona i przez następny miesiąc będę miał z wami zajęcia. Raczej nie ma tu dużo do tłumaczenia, ale macie jakieś pytania?-
- Ja mam pytanie. – wyrywa się Julka – klasowa piękność. – Jaki strój obowiązuje? – pyta, przy okazji poprawiając sobie cycki. Wróć. Nie cycki, tylko watę w staniku, a to różnica.
- Pan nie odpowiada, Julka i tak przyjdzie w szpilkach. – śmieje się Michał, a chwilę później cała klasa.
- Strój dobierzcie sobie sami. Najważniejsze żeby było wam wygodnie. A i przy okazji, nie mówcie do mnie pan – po prostu Andrzej. -
Na następnej lekcji nie jestem w stanie się skupić. Choć powinnam, bo piszę sprawdzian z fizyki. Moją głowę zaprzątają inne myśli. W zasadzie to nie wiem, kiedy kończę zajęcia i jak docieram do domu, ale to mnie nie obchodzi. Liczy się tylko jutrzejszy dzień.

- I co, kto jest szybszy? – pytam się telefonu. Po raz pierwszy wstałam wcześniej niż mój budzik. No dobra, w sumie nie wiem czy spałam, bo mój mózg nie chciał się wyłączyć, ale i tak jestem z siebie dumna. Po dotarciu pod salę gimnastyczną zauważam dość sporą grupkę ludzi. Oczywiście, przeważa wśród nich płeć żeńska, co mnie nic a nic nie dziwi. Po chwili dołączają nasi koledzy i cała klasa jest w komplecie. Zresztą, na Wronę też nie trzeba długo czekać – pojawia się pięć minut później. Każe nam się przebrać i wejść na salę. Na widok bluzki Julki ledwo duszę śmiech. W sumie to nie wiem czy to jest bluzka czy stanik. Cholera wie. Po wejściu na salę szybko dzielimy się na drużyny i zaczynamy grać. Okej, powiedzmy to głośno – moja klasa nie umie grać w siatkę. Wcale. Oho, jest akcja. Piłka odbija się od Julki (aż dziwne że Julka się przed nią nie chowa), wpada w siatkę, biegnę z przyjęcia tylko po to by podbić piłkę, upadam i… czuję przeszywający ból w łokciu. Modlę się tylko, by moja kontuzja się nie odnowiła, bo nie mam zamiaru przegapić treningu z Wroną. Tłum ludzi się nade mną pochyla, chyba by sprawdzić czy żyję, a do moich uszu dobiega aksamitny głos:
- Posuńcie się. Co cię boli? – pyta wyraźnie zaniepokojony Andrzej.
- Łokieć. – syczę przez zęby, bo ból jest naprawdę niemiłosierny.
- Chodź, opatrzę ci go. -
Idę wraz z Andrzejem do pokoju ze sprzętem medycznym. Wyciąga z szafki jakąś maść, bandaże i inne pierdoły. – Wyprostuj rękę. – robię co każe, choć w sumie już sama jego obecność sprawia, że łokieć mnie przestaje boleć. Delikatnie mi go opatruje, tak, jakby nie chciał mi zrobić krzywdy.
- No, gotowe. Dzisiaj już raczej nie zagrasz, ale mam nadzieję, że jutro już będziesz w stanie. – mówiąc to puszcza mi oczko. – Byłaby to wielka strata dla zespołu. -
- Też mam nadzieję, że zagram. –mówię, doskonale jednak wiedząc, że nawet gdyby mój łokieć był urwany, to i tak przyszłabym na trening. -
- Wiem co świetnie działa na poprawę humoru – lody. Kurcze, chętnie bym cię na nie zaprosił tylko nie mam pojęcia gdzie tu jest jakaś lodziarnia. – mówi z lekkim zakłopotaniem, które w jego wykonaniu jest cholernie urocze.
- Jest tu taka jedna, może z dwie ulice stąd. – odpowiadam.
- Świetnie. Przy okazji mogłabyś mi pokazać miasto, bo lekko się tu gubię? -
- Chętnie. To co, idziemy od razu po zajęciach? -
- Od razu. Po co czekać? – mówi wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. – No, chodź na salę. W końcu jako trener nie powinienem ich zostawiać na długo.

Po wejściu na salę od razu podbiega do mnie Asia. – Twój łokieć żyje? - pyta strapiona.
- Żyje, żyje. Dzięki. -
- Wiesz, powinnaś wiedzieć co Julka przed chwilą gadała. -
- Co gadała? Mów! -
- Stwierdziła, że specjalnie się wywaliłaś i to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę Andrzeja. -
- No dobra, Kasia żyje, a ty możesz wracać na boisko. – mówi Wrona wyraźnie się do mnie uśmiechając.
- Okej, dzięki za info Asiu. Drużyna cię potrzebuje. -
Przysięgam, że gdybym mogła zabijać wzrokiem to Julka zostałaby zmieciona z kuli ziemskiej już dawno. Co ona sobie wyobraża? Gdyby nie łokieć, to już dawno sprzedałabym jej cios prosto w szczękę, ale że jest jak jest, to mogę tylko wpatrywać się w nią zabójczym wzrokiem. Ba, mało tego, teraz z miną smutnego psiaka pyta się Andrzeja jak ma odbić piłkę:
- Trenerze, ale jak mam ułożyć ręce? -
- Pokazywałem ci przecież. -
- No ale to za trudne. Mógłbyś mi pomóc? – mówiąc to, bije z niej taki lukier, że zbiera mi się na wymioty. Andrzej cierpliwie układa jej ręce, a jak obserwuję sposób w jaki ona na niego patrzy. Jakby chciała go pożreć w całości.
- Dziękuję za pomoc. -
- Nie ma za co. To w końcu moje zadanie. -
- To może jakoś się odwzajemnię. Może mogłabym cię oprowadzić po mieście. Co ty na to? -
Kurwa. No to sobie poszłam na lody z Wroną. To jest prosta matematyka: dziewczyna z cyckami (nawet wypchanymi) i bluzką-stanikiem zawsze wygrywa z dziewczyną w zwykłym t-shircie i z obandażowana ręką. No cóż, szkoda, ale z cyckami nie wygram.
- Dzięki za propozycję, ale mam już przewodnika. Prawda Kasiu? -
- Mhm. – mruczę pod nosem niedowierzając w to co się stało. Andrzej odmówił Julce! Julka tez chyba niedowierza, bo gapi się na niego pytającym wzrokiem: „Wolisz iść z tym czymś, a nie ze mną?”.
- Możesz iść się przebrać, a my idziemy. – mówiąc to bierze moją torbę na swoje ramię. I tak właśnie wychodzę: z uśmiechem zwycięstwa na twarzy i w delikatnych objęciach Wrony.



Moja wena się rozszalała i oto przed wami pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że z czasem będzie was tu coraz więcej. ;) Dzięki za komentarze i liczę na kolejne :D Pozdrawiam :*

piątek, 12 lipca 2013

Prolog

Dryń, dryń, dryń! Budzik w moim telefonie wrzeszczy jak oszalały, a ja jakoś dziwnie nie mam ochoty go wyłączyć. Bo i po co? Żeby dotrzeć do „przybytku edukacji” i nabyć wiedze potrzebną do dalszego życia? Taa, jasne. Chyba po kolejną jedynkę z matmy, których już nawet nie liczę. A ja czasami nie mam dziś testu z fizyki? A, nieważne.
Po dotarciu pod salę, widzę już Aśkę.
- Masz matmę? – pytam.
- Miłe powitanie, nie ma co. -
- No kurde, wiesz jaką mam sytuację. Jeszcze jedna pała i ze mną koniec. -
- Dobra trzymaj. – wraz z zeszytem rzucam się do łazienki. Jedyna oaza spokoju w której można spisać pracę domową, a przy okazji posłuchać dość ciekawych rzeczy. Dziewczyny szczebioczą jedna przez drugą o wrażeniach z dyskotek, randek, kto się w kim zakochał i dlaczego. Zerkając nerwowo na zegarek przepisuję zadania, licząc na to, że zdążę przed dzwonkiem. Dryń!
- Cholera! – myślę. – Mam nadzieję, że dziś mnie nie zapyta. - Pędem wracam pod salę jednak ze zdumnieniem zauważam, że wszyscy dalej pod nią siedzą.
- Co jest, Minus się nie pojawia? -
- Wiesz, wczoraj było zebranie nauczycieli i chyba dość ostro zabalował. – rechocze Michał. – Nie, wybaczcie to na pewno nie to. Przecież Minus to jedyna porządna osoba w tej szkole. Nasz wzór przecież by się nie rozpił prawda? -
- Michale, sądzę, że masz całkowitą rację. To musi być coś poważnego skoro pan Minus spóźnia się aż pięć minut. – nagle pod salą pojawia się zziajany, rozczochrany Kamil, a po jego wyglądzie łatwo stwierdzić, że jeszcze dziesięć minut temu leżał spokojnie w łóżku.
- Przegapiłem coś? – pyta nieprzytomnie.
- Nie, tylko Minus się nie pojawia. -
- Ok., to idę. -
- Nigdzie nie idziesz, synku. – ostrożnie się odwracam i spotykam groźny wzrok dyrektora wbity w Kamila. -
- Dzień do-do-dobry.-
- Wchodźcie do sali. Migiem. – Gdy znajdujemy się w Sali twarz dyrektora przybiera jakiś inny wyraz. Jest taki uśmiechnięty. Nie, on się nie uśmiecha, on tylko wykrzywia usta w dziwny sposób.
- Kochane dzieci. -
- Ty, on to mówi do nas?! – z samego końca klasy słychać Michała, wesoło gadającego z Maćkiem. Ja w tym czasie zabieram się za pochłanianie mojego jabłka, bo od rana niczego nie miałam w ustach.
- Wasza klasa została wytypowana do udziału najnowszym projekcie rządowym mającym na celu propagowanie wśród młodzieży aktywności fizycznej. -
- No i co z tego? – pytam, przeżuwając ostatni kęs mojego jabłka.
- A to z tego, że od jutra przez następny miesiąc nie będziecie mieli normalnych zajęć. Zamiast tego będziecie mieli W-F na każdej waszej godzinie. -
- Hurrraaaaaaaaa! – cała klasa wydała ten sam okrzyk.
- Wiem, wiem, że się cieszycie, ale mam dla was niespodziankę. – a tak miło się zapowiadało.
- Otóż, wasze zajęcie nie będą prowadzone przez waszych wuefistów. – w tym momencie rozlega się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść. Droga młodzieży, waszym trenerem na kolejny miesiąc zostaje siatkarz Skry Bełchatów – pan Andrzej Wrona. -


Witajcie! Trochę krótki prolog ale jakoś trzeba zacząć.:) Mała prośba – jeśli już to czytasz, napisz komentarz. Będzie mi bardzo miło i dostanę dodatkowego kopa do pisania.. A tak poza tym, to odrobina konstruktywnej krytyki zawsze się przyda. Pozdrawiam! :D

czwartek, 11 lipca 2013

Bohaterowie

Katarzyna
Drobna blondynka o dużych, zielonych oczach. Kocha siatkówkę całą sobą. Wydaje się być pewna siebie, ale w głębi serca jest wrażliwą i zagubioną dziewczyną. Od pewnego zwykłego poniedziałku jej życie się zmieni. Jak odnajdzie się w nowej sytuacji i czy poradzi sobie z wyzwaniami?

Andrzej Wrona
Piekielnie zdolny środkowy. Z Kasią poznają się w… szkole, a ich znajomość ma szansę przerodzić się w cos naprawdę poważnego.

Damian
Były chłopak Kasi. Przez handel narkotykami wylądował w więzieniu. Wciąż liczy, że po wyjściu na wolność uda mu się odzyskać swoją byłą.

Karol Kłos
Najlepszy przyjaciel Andrzeja. Wesoły i skory do żartów jednak w ciężkich sytuacjach potrafi zachować zimną krew.

Asia
Kumpela Kasi. Znają się od podstawówki i wiedzą o sobie absolutnie wszystko.

Oraz: reprezentacja Polski w siatkówce, trener Anastasi, drużyna PGE Skry Bełchatów